Wiadomo, że jednemu robota pali się w rękach, dla drugiego robota nie zając, więc nie ucieknie i można nie śpieszyć się, dla jeszcze innego ważna jest maksyma "czy się robi, czy się leży tyle samo się należy". Obserwując nasze otoczenie w Biłgoraju i poza nim również, nie trudno rozpoznać, zwłaszcza wiosną, solidnie wykonaną robotę i odróżnić ją od tej spartaczonej. Solidna robota cieszy oko, czasami aż zachwyca, jest trwała i to niezależnie od skali. To można powiedzieć zarówno o naprawionej studzience kanalizacyjnej na jezdni, która nie przeszkadza kierowcom, jak i o odnowionym całym budynku lśniącym świeżością w wiosennym słońcu, tak jak obecnie prezentująca się nowa hala sportowa OSIR, czy budynki nowego sądu. Korzystne i to bardzo, robi też wrażenie nowy objazd ul. Janowską, omijający przebudowywany wiadukt kolejowy na ul. Jana Pawła II. To można stawiać za wzór solidności i przezorności w Biłgoraju. Nie ma tu żadnej tymczasowości, co tak często można zobaczyć przy robotach na objazdach. Jak można jeszcze solidność potwierdzić? Otóż zima odchodząc obnaża jakość wykonanych robót, szczególnie tych z poprzednich lat i ukazuje bieżący ich stan techniczny, np. stan chodnika, jezdni, schodów, dachów, czy innych prac budowlanych. Zima to groźny i nieubłagany egzaminator jakości robót, jest bardziej wymagająca niż niejeden inspektor nadzoru. Możemy teraz przyjrzeć się temu i zastanowić się, czy występujące wady to zwykłe partactwo, czy nieodpowiednie materiały, czy był brak wiedzy fachowej projektanta lub wykonawcy? Możemy też zauważyć przy tym, jak w zimie ulega znacznie szybciej "zużycie" tego, co poprzednio zrobiliśmy. Biłgorajskie chodniki, te starego typu, z płytek dookoła Placu Wolności (czyt. Rynku) i te nowocześniejsze z kostki brukowej wzdłuż ul. Kościuszki, szczególnie na odcinku ul. Stawowa do ul. Pocztowej, wskazują na bylejakość i nieudolność. Są nierówne, połamane, z dołami i uskokami, a w niektórych miejscach beton kostek brukowych wykruszył się, pozostawiając po sobie chytre pułapki na przechodniów, na potknięcie się, a nawet zwichnięcie stawu skokowego, szczególnie dla ludzi starszych i pań w butach na wyższym obcasie. Oczywiście, są tego stanu różne przyczyny. Te pierwsze chodniki były za słabe, aby wjeżdżały na nie samochody. Robiono je z nietrwałego betonu piaskowego, techniką często ubijaną, nie wstrząsową, z małą ilością cementu (cement był wtedy reglamentowany i szybko "ulatniał się" na prywatne budowy). Było też podłoże nieodpowiednio zagęszczone. Nie było zagęszczarek do piasku, była łata i ubijak - nie zawsze brany do ręki. Wtedy cieszono się wszystkim, co było nowe i szybko wykonane, najlepiej przed planem. I można to w pewnym sensie zrozumieć. Takie były czasy. Gorzej jest z usprawiedliwieniem chodników z kruszącą się kostką brukową. Tu już obowiązywał reżim technologiczny, były atesty techniczne, nowoczesna technologia produkcji, technika i wiedza galopująca z Zachodu po 1989 r. Ta bylejakość, te wady, mają wg mnie znamiona przekrętów, przesadnej pazerności na zysk kosztem jakości. O to teraz miasto powinno powalczyć z wykonawcą, mimo że było to dawno temu, a wykonawca powinien, moim zdaniem, dołożyć się też do tego, ratując swój i miasta dobry wizerunek i reklamę swojej firmy. Ale czy on jeszcze istnieje na rynku? Kończąc dywagacje chciałbym wskazać, jako odniesienie do tego, z czym spotykamy się na co dzień, do wad i zalet naszego działania - wielkie dzieło myśli wybitnego filozofa, logika, etyka, prof. Tadeusza Kotarbińskiego w 30-tą rocznicę jego śmierci. Napisał On w 1953 r. Traktat o dobrej robocie. Był twórcą prakseologii, teorii sprawnego działania. Spróbujmy więc skorzystać z tego i pracujmy bardziej sprawnie i w sposób przemyślany, a wtedy nasza praca będzie z większym pożytkiem i blaskiem, zamiast cieniem. Dotyczy to też autora, co potwierdza Biłgorajczyk.