Już na samym początku spotkania, które miało miejsce w Miejskim Zespole Szkół, zebrani mieszkańcy poruszyli temat pozostałości po ubiegłotygodniowych podtopieniach. - Prawie nas zalało i mamy prośbę o wyrównanie drogi, która jest nieprzejezdna, nie da się też przejść - mówiła Barbara Wnukowicz z ul. Miodowej. Ale nie tylko minione zdarzenia były ważne. - Chcemy prosić, żeby wyregulować rzekę, kosić trawę. Już wiele lat nic nie było robione i teraz ta trawa wodę zatrzymuje, co w przyszłości może spowodować kolejne podtopienia - dodała.
Podobny problem zgłaszali mieszkańcy ul. Nowakowskiego. - Chciałabym, żeby ktoś zasypał tę drogę, bo mimo że od powodzi minął ponad tydzień, ziemia jest tak nasiąknięta, że ja mam problemy z wyjechaniem z posesji, nie mogę się dostać do miasta - mówiła Elżbieta Bojanowska.
- Nigdy nie było takiej sytuacji jak teraz, nikt z władzy nie przyszedł zobaczyć jak my się męczymy. Najgorsza była noc z niedzieli na poniedziałek. Na ulicy było ciemno a woda płynęła polem jak rzeka. W mojej piwnicy do tej pory stoi woda, nie mam tam jak wejść - dodała inna mieszkanka ul. Nowakowskiego.
Innym problemem była kanalizacja, która wylewała podczas podtopień. Mieszkańcy prosili również o wykonanie ul. Nowakowskiego, uzasadniając to fatalnymi warunkami, jakie mają obecnie. Poza tym padały pytania o kontenery, które miały być ustawione po powodzi. Miały one służyć poszkodowanym, by nie musieli martwić się o to, co zrobić ze zniszczonymi sprzętami, czy zamoczonymi wykładzinami.
Na wszystkie pytania i wątpliwości starał się odpowiedzieć burmistrz Janusz Rosłan. Tłumaczył m.in. dlaczego nie było możliwości poinformowania wszystkich mieszkańców zagrożonych terenów o zbliżającej się wodzie. - Sam o przerwaniu tamy dowiedziałem się w niedzielę po południu i wtedy dzwoniłem do znajomych z prośbą, by informowali okolicznych mieszkańców. Sam chodziłem od drzwi do drzwi. Informowaliśmy tych, o których wiedzieliśmy, że zaleje w pierwszej kolejności - mówił burmistrz. Wyjaśnił też dlaczego tak bardzo ucierpiała ul. Nowakowskiego. - Państwo wiedzieliście, że jest to teren zalewowy i siłą wydzieraliście mi decyzje o warunkach zabudowy, zaskarżając moje decyzje odmowne do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Tłumaczyliście, że od trzydziestu lat nic się tam nie działo. W końcu nie miałem podstaw prawnych, by odmówić wydania decyzji o warunkach zabudowy, a gdy tak się stało w jednym przypadku, musiałem też tak zrobić w innym. W ten sposób nad rzeką powstało całe osiedle. Kiedyś byłem wrogiem, bo nie chciałem pozwolić na budowę w tym miejscu, teraz jestem wrogiem, bo pozwoliłem - dodał Rosłan. Burmistrz wyjaśnił również dlaczego na razie ul. Nowakowskiego nie zostanie przebudowana, mimo przygotowanej dokumentacji. Podyktowane jest to ogromnymi kosztami inwestycji i brakiem programów, z których można by je pozyskać. Na koniec rozwiał wątpliwości co do kontenerów na śmieci. - Nie będzie wystawionych kontenerów, ponieważ zdarzały się sytuacje, w których mieszkańcy korzystali z okazji i czyścili sobie piwnice, wyrzucając np. stare okna, czy puszki z farbą. Proszę indywidualnie zgłaszać taką potrzebę do PGK i wtedy podjedzie samochód, którzy zabierze wszystkie zbędne sprzęty, jeśli zostały one uszkodzone w trakcie powodzi - powiedział burmistrz.
Przypomniał także o możliwości składania wniosków o pomoc finansową, która zostanie przyznana ze środków ministerialnych.
Podczas środowego spotkania poruszonych było wiele tematów, jednak głównie związanych z podtopieniami. Mieszkańcy próbowali podpowiadać różne rozwiązania tak, by sytuacja nie powtórzyła się w przyszłości. Padały propozycje wybudowania rowów, regulacji rzek, czy budowy zbiornika retencyjnego, a nawet budowy wału przeciwpowodziowego. - Wybudowanie wału nic nie da. Jeżeli wybudujemy taki na ul. Miodowej, woda przeleje się na ul. Spokojną, poza tym nie wolno nam w mieście usypywać wałów, na taką inwestycję trzeba mieć pozwolenia wodno-prawne. To była wyjątkowa sytuacja, nie przypominam sobie, żeby w jednym miesiącu było 26 dni deszczowych - podsumował burmistrz Rosłan.